W ramach mojej podróży do/po Nepalu miałam okazję (Ja Kasia) uczestniczyć w corocznym hinduskim festiwalu, który ma za zadanie przynieść błogosławieństwo i powodzenie na następny rok. Mieszkałam w domu mojego przyjaciela Nabraja Ghmire, który jest dyrektorem nepalskiego biura Good Karma Trekking organizującego wycieczki i trekkingi po Nepalu :).

Festiwal polegał na tym, że codziennie rano zabijano kozę, którą później kobiety miały za zadane przygotować (gdzie byli mężczyźni w tym czasie ? Nie wiem ;). Koza pichciła się w curry i innych tajemniczych przyprawach, a dzieciaki wylegiwały się na słońcu, bujały na huśtawce z bambusa, albo "czytały" ze mną focusa pytając ciągle, czy to co tam pokazują istnieje na prawdę, czy to tylko fantazja ? Wyjątkowo ten odcinek focusa przedstawiał same stwory z przyszłości: androidów, niebieskich ludków. Ciekawym jest jednak fakt, że jakbym im powiedziała, że to prawda myślałyby, że faktycznie w Europie mamy takich mieszkańców ;) Ale to tak pół żarem, pół serio!

Wieczorami mężczyźni nagle! zjawiali się w domostwach i wspólnie zasiadali do spożywania mięsa i popijania brandy, a z nimi Ja - biała turystka z europy. Kobiety nepalskie nie piją alkoholu, ani nie palą tytoniu.Te, które to robią są wytykane palcami inaczej jest z turystkami, one są z zepsutego zachodu więc wolno im wszystko - no prawie oczywiście ;)

Ostatniego, trzeciego dnia festiwalu wszyscy młodzi i starsi w wiosce odwiedzają się nawzajem i dostają błogosławieństwo od najstarszym w rodzinie. Błogosławieństwem jest w zależności od wsi i regonu przyklejanie na czole czerwonego, białego, żółtego ryżu oraz wpinanie kwiatów we włosy. Dzieci i kobiety dostają przy błogosławieństwie również pieniądze. Mi udało się zarobić jakieś 60 rupii = niecały dolar ;)

Ubawiłam się, wypoczęłam, bałam do granic możliwości śpiąc w jednym pomieszczeniu z pająkami wielkości mojej pięści i serdecznie polecam Nepal oraz jego przyjaznych mieszkańców :)

Kasia